sobota, 29 sierpnia 2015

Rozdział 1

   Po udanym dniu na feriach zimowych w słonecznej Maladze weszłam do mojego, tymczasowego pokoju. Wnętrze było przytulne. a całe pomieszczenie przestronne. Ściany były pomalowane na bardzo ładny brzoskwiniowy kolor, lub morelowy, w tamtej chwili nie byłam pewna. W pokoju, na zachodniej ścianie, znajdowało się duże okno, w którym wisiała śnieżnobiała firana. W centralnym punkcie, naprzeciwko drzwi prowadzących na balkon, stało olbrzymie, wygodne łóżko. Po jego lewej stronie znajdował się jasny stolik z lampką nocną i nowo zakupionymi książkami, które czytałam co wieczór. Przy przeciwnej ścianie stała duża drewniana komoda, a na niej małych rozmiarów drzewko bonsai. Pięć kroków od łóżka była spora szafa. Niestety w pokoju nie posiadałam telewizora, natomiast miałam swój, osobisty laptop, z którego bardzo często korzystałam.
    Byłam na feriach zimowych w Maladze, iż mama była, jest i będzie skomplikowana i nigdy nie lubiła Barcelony zimą. W Malarze byłam razem z mamą, bratem, siostrą jej mężem i córeczką, takie rodzinne ferie. Natomiast w Barcelonie z Leonem, moim bratem i mamą mieszkamy razem. Moja siostra Savannah mieszka z mężem i ich śliczną córeczką Carmen w Madrycie. Co z tatą? Cóż tata... zostawił nas jak miałam 12 lat dla innej swojej obecnej żony. Byłam wtedy dzieckiem, ale potrafiłam zrozumieć dużo spraw 'dorosłych'. Kochałam ojca, ale od czasu rozwodu rodziców znienawidziłam go. Przez pierwszy rok po rozwodzie, widywałam go raz w tygodniu. Później nasze spotkania odbywały się coraz rzadziej, aż w końcu wcale go nie widywałam, a ja naprawdę go potrzebowałam w latach mojego dojrzewania. Potrzebowałam często rad na temat piłki nożnej, bo w wieku 14 lat lubiłam w nią grać, czasem chciałam aby przyjechał i powiedział kilka słów na temat chłopców, pragnęłam usłyszeć te kilka mądrych słów, kiedy wychodziłam z koleżankami ,, wróć do domu przed 22'', bub ,, jestem z Ciebie dumny Jade''. Jedna nigdy tego nie usłyszałam. Oczywiście mam do niego żal, że zostawił naszą mamę samą z naszą trójką, ale ten żal, smutek i pustka nigdy nie były na tyle duże, bo zawsze wiedziałam, że on to zrobił dla nas. Wolał nie oszukiwać mamy, a ni nas. Wolał, aby mama na nowo była z kimś szczęśliwa, niż jeszcze głębiej pogrążać się w smutku a potem w lampce wina. Z czasem łzy i smutek w oczach mamy zaczęły ustępować, a później widziałam w jej oczach radość, opiekuńczość i lekki strach przed kolejnym zmartwieniem.
   Postanowiłam pójść do kuchni zrobić gorące kakao taki ciepły napój zawsze będzie idealny na zimowe wieczory. W salonie zastałam Sav, Diego jej męża i Leona, którzy oglądali telewizję. Cami pewnie spała, w sumie nie dziwię się, dla małego dziecka chodzenie trzy lub cztery godziny po
mieście może być męczące. Gdy weszłam do kuchni zastałam tam mamę piszącą coś w notatniku, nie chciałam jej przeszkadzać, więc po prostu zaczęłam robić mój ulubiony napój z dzieciństwa.
- Jak podobał Ci się dzisiejszy dzień i cała podróż po Maladze?  - Spytała mnie mama po chwili, więc odwróciłam głowę w jej stronę
- Było ... okej, to znaczy było po prostu w porządku, z resztą jak zawsze. Wszystko jest w najlepszym porządku - uśmiechnęłam się lekko do mamy. - Malaga jest piękna, tylko szkoda, że wracamy już za tydzień do Barcelony i znów do szkoły. Te ferie dobrze wpłynęły na mnie. Oderwanie od szkoły, od codziennych obowiązków. - Odpowiedziałam zalewając kakao mlekiem i wstawiając kubek do mikrofali, ta technologia...
- Tak właściwie to ... chciałabym z tobą, z wami wszystkimi porozmawiać. Savannah, Leon chodźcie na chwilę. - Powiedziała to głośniej aby moje rodzeństwo mogło usłyszeć. Chwilę później oboje się zjawili w kuchni. - Bo od kilku lat firma w której pracuję coraz częściej odnosi coraz większe sukcesy. Trzy lata temu zarząd postanowił założyć nową firmę, wybrali nowe państwo oraz nowy teren aby odnieść kolejny sukces. Teraz wszystko jest gotowe i szef postanowił dać mi awans, tym samym przenosząc mnie do Paryża razem z innymi na dwa lub trzy lata. - W chwili zakończenia monologu mikrofala zadzwoniła informując, że kakao jest już gotowe.
- Co?! Kiedy zamierzałaś mi to powiedzieć? - Podniosłam lekko ton głosu - Zamierzasz się przeprowadzić?! A co z moją szkołą?! Teraz miałam zacząć drugie półrocze, a za rok będzie ostatnia klasa. Co z dziewczynami? Z naszymi wspólnymi marzeniami?
- Córcia przepraszam, ale to moja, nasza szansa na lepsze życie, odcięcie się od waszego ojca. Znajdziesz nowe koleżanki, poza tym co jakiś czas możecie się odwiedzać. Mama Perrie też się przeprowadza więc będziesz miała jakąś koleżankę w Paryżu.
- Dobre i to - przewróciłam oczami - Leon, Savannah a wy nic nie powiecie? - Spytałam
- Jak dla mnie wszystko jedno, w przeciwieństwie do niektórych osób potrafię dostosować się do nowego otoczenia. Ja jestem jak kameleon - podniósł ręce do góry
- My z Diego i Carmen nie możemy się przeprowadzić, bynajmniej na razie. Diego i ja mamy dobrą pracę. Może za jakiś czas... Teraz Jade sprzęty są bardziej rozwinięte. Możemy rozmawiać przez telefon, skype, obiecuję Ci, że Wakacje się zobaczymy - przytuliła mnie od tyłu Sav
- A co z resztą? Co z Marco? - Spuściłam głowę i głęboko odetchnęłam - Kiedy się przeprowadzamy? - Spytałam już spokojniejszym tonem
- Dzień po przyjeździe do Barcelony - odpowiedziała mi mama, patrząc mi w oczy
- W takim razie ... Jeśli ty będziesz szczęśliwa w Paryżu, ja też będę. Tylko chcę jutro wrócić do Barcelony i nie obchodzi mnie jak to zrobisz, bo ja chcę się pożegnać ze wszystkimi. - Powiedziałam, a w moich oczach zaczęły się zbierać łzy. W tamtym momencie wykonaliśmy uścisk rodzinny, nawet Diego się przytulił. Trwaliśmy tak chwilę, do puki nie usłyszeliśmy płaczu Carmen.
- Ja pójdę - powiedziała Savannah i po chwili znikła, ja w końcu wzięłam kakao i zniknęłam w swoim pokoju. Weszłam po schodkach, a kiedy otworzyłam drzwi postawiłam kubek na stoliczek, a sama opadłam na łóżko i odnalazłam swój telefon.

✉Ja: Perrie, wiesz już?




✉Perrie: Niestety, ale tak :/ Jak oni mogli to zrobić?! Rozumiem kariera, ale nie przed końcem roku! Co z nami będzie?!Jestem zła! Nie.... ja jestem wkurwiona!

✉Ja: Wiesz, że musimy to powiedzieć dziewczynom?


✉Perrie: Tak wiem, nie chcę lecieć do Paryża :/ 

✉Ja: Powiedziałam mamie, że jutro mamy być w Barcelonie i mam nadzieję, że tak będzie. Chcę z wami wszystkimi spędzić te cztery dni. Tylko nic nie mów beze mnie, nawet o przyjedźcie! Nikomu! 

✉Perrie: Dobrze tym razem nikomu nie powiem, nawet Marco. Obiecuję I TO NA SERIO! Przepraszam, ale wołają mnie na kolacje :/ Pa xxx

✉Ja:Trzymam Cię za słowo! Smacznego i może do jutra xxx

    Jak to mówią nie którzy i czasem ja do tych osób też należę, że góra to optymizm. Tylko jak można być optymistycznie nastawionym człowiekiem, kiedy się przeprowadza, tym samym zostawiając szkołę, przyjaciółki i chłopaka. Jest jeden mały plusik będę w Paryżu i codziennie będę miała możliwość oglądania wieży Eiffla i jeszcze jeden duży plus - oczywiście szczęście mamy. Zawsze chciałam zwiedzić Paryż, lub pojechać na francuską wieś i zobaczyć te winnice oraz malownicze krajobrazy, Jednak nie chcę zostawiać Leigh i Jesy same. Z dziewczynami znamy się tylko, a może aż pięć lat. Jesteśmy dla siebie jak siostry, często dogadujemy się bez używania jakichkolwiek słów. Nasza przyjaźń jest ponad wszystko, jest ważniejsza nawet od Marco z którym jestem już ponad pół roku. Moim i Leigh zdaniem jesteśmy uroczą oraz udaną parą. Marco jest słodki i uroczy, ma ciemne krótkie włosy oraz brązowe oczy. Jednak on nie dogaduje się z moim bratem oraz Jes. Marco wraz z Leonem lub Jesy jest jak pies z kotem - czasem ich spotkania wyglądają spokojnie, a na ogół skaczą sobie do gardeł. Postanowiłam nie myśleć dłużej o przeprowadzce i o tym co zdążę, a czego nie zdążę zrobić tylko pójść spokojnie spać.


~Następny dzień~
    Dziś było ciepło więc postanowiłam ubrać jasne jeansy, biały t-shirt, czarną skórę, a na stopy czarne trampki. Rozczesane bordowe włosy włosy związałam w kucyk, następnie umyłam zęby oraz twarz, aż w końcu poranną toaletę zakończyłam pomalowaniem rzęs. Gdy byłam gotowa zeszłam na dół w salonie zobaczyłam bawiącą się Carmen. Poszłam do kuchni i nalałam sobie w szklankę soku pomarańczowego. Chwilę później obok mnie zjawiła się mama.
- A ty nie spakowana? - Spytała patrząc mi w oczy, natomiast ja zmarszczyłam tylko brwi - Za cztery godziny mamy samolot, lepiej się pośpiesz - dodała z lekkim uśmiechem na ustach.
- Dziękuję - uśmiechnęłam się lekko do niej, wypiłam sok i wróciłam do pokoju z zamiarem spakowania wszystkich rzeczy, które tutaj zabrałam.
- Zadowolona? - Usłyszałam za sobą głos Sav
- Bardzo - uśmiechnęłam się do siostry - A wy też lecicie? - Spytałam
- Nie my zostaniemy te cztery dni, nie chcemy marnować pieniędzy mamy, po za tym ja i Diego odpoczniemy od pracy tak samo mała. Zobaczysz wszystko z czasem się ułoży. - Savannah podeszła do mnie i objęła mnie ramieniem
- Mam taką nadzieję - odpowiedziałam.

***
    Zasnęłam podczas lotu i w drodze do domu w Barcelonie. Poprosiłam mamę aby zawiozła mnie do Marco, bo chciałam poinformować go jako pierwszego. Wysiadłam z samochodu i pomaszerowałam w stronę drzwi wejściowych do jego domu. Postanowiłam nie pukać tylko wejść do środka, aby była jeszcze większa niespodzianka. Gdy przekroczyłam próg domu usłyszałam dziwne jęki, weszłam dalej do salonu, a tam moje serce pękło. Marco pieprzył jakąś tlenioną blondynkę.
- Jade ? Co ty tutaj robisz ?! - Brunet próbował odepchnąć od siebie dziewczynę
- Fałszywy dupek, naciągacz, pieprzony idiota i kobieciarz ! - Wyjęłam kwiaty z wazonu, a jego zawartość wylałam na Marco i Blondi - Jak śmiałeś ?! Po pół roku bycia razem ?! - Z moich oczów zaczął lecieć słony wodospad łez
- Kochanie o czym ta dziewczyna mówi ? - Spytała go niczego nieświadoma dziewczyna
- Nie trać na niego czasu - powiedziałam przez łzy po czym wybiegłam z jego domu, gdy tylko zamknęłam za sobą drzwi zerwałam z mojej szyi wisiorek z literką M.
    Biegłam przed siebie, mając w głowie obraz dwójki na kanapie. Biegłam nie patrząc pod nogi ani na przechodniów, aż w końcu zatrzymałam się przy parku z braku tchu. Moje zaróżowione przez bieg policzki nadal były mokre od słonych łez, które co jakiś czas znów wypływały. Usiadłam na pierwszej wolnej ławce, wyjęłam z kieszeni spodni telefon, odblokowałam urządzenie i bez wahania usunęłam numer Marco. Jednak po dwóch minutach siedzenia i wpatrywania się w drzewa stwierdziłam, że mogłam napisać do niego kilka słów. Ponownie wzięłam telefon do ręki, tym razem zaczęłam stukać w jego klawiaturę. Wpisałam numer i kliknęłam wyślij, po kilku minutach otrzymałam odpowiedź, ale była ona dla mnie zaskoczeniem, ponieważ pomyliłam numery.


Ja: ,,Nienawidzę Cię! Jesteś kłamliwą żmiją! Nie chcę Cię widzieć już nigdy więcej!''
Ja: ,,Oddaj Leonowi moje wszystkie rzeczy, wisiorek znajdziesz gdzieś przed swoim domem.''
Ja: ,,Więc nie pisz, nie dzwoń, bo to będzie syzyfowa praca''

✉Numer Nieznany: ,,Chyba ktoś pomylił numery. Nie wiem co się stało, ale jeśli płaczesz przez tego kogoś - nie warto :)''

5 komentarzy:

  1. Wow
    Fajna końcowka!
    Taka inna niż wszystkie: )
    Weny życzę i czekam.na next
    Zapraszam do mnie:))

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział :)
    Życzę wany na kolejny.
    Czekam na nex.


    ρσzутуωиιє zαкяę¢σиαα

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow! Świetny!
    Jade to moja ulubiona dziewczyna z Little Mix
    Także fajnie :)
    Bardzo ciekawie piszesz.
    Mimo iż nie jest to blog o Violettcie,
    Napewno zostanę tu dłużej ;)
    Czekam na next :*
    #Tinistas

    OdpowiedzUsuń