czwartek, 31 grudnia 2015

Rozdział 5

    Zgodnie z umową po lekcjach czkałam na Harry'ego przed szkołą. Siedziałam na schodach może około dziesięciu minut, a jego nadal nie było. Zapomniał?  Jest tylko człowiekiem, więc tak jak każdemu zdarza się zapomnieć nawet o bardzo ważnej rzeczy. Jednak kolejne sekundy mijały, a moje ciśnienie wzrastało. Kiedy zrozumiałam, że nie potrzebie nadal przebywam na terenie szkoły, postanowiłam napisać wiadomość do brata, aby jednak po mnie przyjechał. Nie tracąc czasu ruszyłam w drogę powrotną. Szłam powoli, podziwiając domy i okolicę, równie dobrze wiedziałam, że minie dłuższa chwila zanim przyjedzie Leon. Dobrze wiedząc, że większość drogi z domu do szkoły była prosta, spacerowałam dalej, powoli zaczynałam czuć na skórze krople deszczu oraz małe śnieżynki. W końcu podjechało białe Audi. Mój brat jak zwykle miał na wszystko czas, bo nie spieszył się z odebraniem mnie.
- Świetne wyczucie czasu - powiedziałam pod nosem zamykając za sobą drzwi samochodu.
- Też się cieszę, że Cię widzę i nie, wcale mnie nie obudziłaś. Skądże, ale czego się nie robi dla siostry - spojrzał na mnie z chęcią mordu i ruszył.
    Włączyłam radio i obserwowałam co działo się za szybą. Deszcz ze śniegiem stawał się bardziej intensywny, przez co Paryż pogrążył się w ciemnościach. Jechaliśmy w normalnym tempie. Leciała jedna z naszych ulubionych piosenek, więc razem z Leonem cicho ją podśpiewywaliśmy pod nosem. Zaczęliśmy mijać park i nagle zobaczyłam jak ktoś wybiega prosto na ulice.
- Zatrzymaj się! Zatrzymaj się! Stój Leon! - Krzyczałam jak najgłośniej, a mój brat od razu zaczął hamować. Pojazd zmniejszał swoją prędkość. Tuż po chwili przed maską auta pojawiła się drobna dziewczyna, która moim zdaniem potrąciliśmy. Szybko we dwójkę opuściliśmy auto, znajdując się przy poszkodowanej osobie,
- Najmocniej przepraszam! Jak masz na imię, ile masz lat i jaki dzisiaj dzień tygodnia? Nic Ci się nie stało?! - Zaczął wypytywać dziewczynę, pomagając jej tym samym wstać. Miała rozcięte czoło, a po jej policzku zaczęła spływać krew.
- Em.. Violetta, 22 lata, chyba poniedziałek. Tak nic mi nie jest. To ja przepraszam, powinnam bardziej uważać - miała bardzo przyjazny głos, choć mówiła powoli.
- Trzeba Cię zawieść do szpitala, krwawisz - powiedziałam cicho spoglądając w jej oczy. Piękne czekoladowe oczy, skrywające jakąś tajemnicę, lub ból.
- Co? - Spytała dotykając lekko rany, a potem spojrzała na czerwone palce. Zanim spostrzegłam dziewczyna zemdlała, na szczęście Leon ją złapał.
- Jade otwórz drzwi - powiedział ostrym tonem niosąc Violette w ramionach. - Musimy jak najszybciej dotrzeć do najbliższego szpitala.
- Tylko gdzie do cholery jest szpital?! - Krzyknęłam
- Dzwoń do mamy - powiedział spokojnie, zamykając drzwi i pospiesznie ruszając.

***
- Mamo jest wszystko w porządku. Leon został z Violettą, jej rodzice już przyjechali, a lekarze muszą ją tylko opatrzyć. Nikomu nic poważnego się nie stało - starałam uspokoić mamę, która jechała samochodem do naszego domu.
- Stałoby się gdybyś jej nie zauważyła.
- Ale zauważyłam. Daj spokój mamo, jestem tym wszystkim zmęczona! Mam ochotę tylko położyć się na łóżku, wypić gorącą czekoladę i posłuchać muzyki - podniosłam lekko mój ton głosu.
- Dobrze... - odpowiedziała mama poświęcając całą uwagę na drodze - Perrie dzwoniła, oddzwoń  - dodała spoglądając na mnie, a ja tylko kiwnęłam głową. Wyciągam telefon i wystukuje kilkanaście znaków na klawiaturze.
✉Ja: Dzwoniłaś...

✉Perrie: Tak chcę się dowiedzieć jak tam jest.


✉Ja: Uciekaj dopóki możesz xd Ale szczerze nie jest tak źle.

✉Perrie: Mam nadzieję :) Mogę wpaść?

✉Ja: Zapraszam, przyda mi się rozmowa.

✉Perrie: Będę za 30 minut x

Mama zatrzymała się w garażu w nowym domu. ,,NOWY DOM'' brzmi to jak nazwa nowego serialu, niczym jak ,,Dom nie do poznania ". Wysiadłam z samochodu i razem z mamą udałyśmy się do środka. Zdjęłam kurtkę oraz buty i poszłam do kuchni za mamą
- Zrobisz coś dobrego dla mnie i Pez ? - Spytałam niepewnie.
- Oczywiście - odpowiedziała, a ja się uśmiechnęłam i wróciłam do holu po ją torbę, następnie trafiłam do mojej sypialni. 
    Usiadłam na łóżku i wyciągnęłam zeszyt od języka hiszpańskiego. Zaczęłam wykonywać kartę pracy, była dość łatwa, choć zdarzały się podchwytliwe zadania. Gdy byłam przy ostatnim zadaniu drzwi do pokoju się otworzyły, a w progu zobaczyłam szczupłą blondynkę razem z tacą na której były ciastka, dzbanek oraz filiżanki. Wstałam z łóżka i obserwowałam jej ruchy. Rozejrzała się po pomieszczeniu, następnie odstawiła przekąskę, a ja mocno się w nią wtuliłam.
- Hey co się stało? Aż tak źle? - Spytała z troską 
- Nie, po prostu potrzebowałam tego - odpowiedziałam odrywając się od przyjaciółki i z powrotem usiadłam na łóżko i szeroko się uśmiechnęłam.
- Wszystko będzie dobrze. Więc opowiadaj jak było? - Spytała tym razem z podekscytowaniem.
- Emm... zawsze możesz czuć się inaczej, ale ja czułam się jak zwierze. Wiesz nowy gatunek sprowadzony do klatki, może dlatego,  iż moje włosy są niebieskie.  Po za tym było w porządku. Każdy nauczyciel był dziś dla mnie bardzo miły, uprzejmy i pomocny - opowiedziałam wrażenia związane z pierwszym dniem w nowej szkole.
- Czyli nie będzie tak źle jak myślałam. A co powinnam ubrać? - Kontynuowała mini reportaż
- Zwykłe jeasy i koszulkę. Mało osób ubiera się tam jak divy, to znaczy zdarzają się takie osoby, ale zwróć uwagę, że panuje zima - powiedziałam patrząc za okno. - Dowiedziałam się, że w każdą środę odbywają się zajęcia kółka muzycznego ! Co o tym sądzisz? Mogłybyśmy się dogadać z innymi, lub chociaż spróbować, albo pokazać im co potrafimy - dodałam
- Zajęcia nie byłyby złym pomysłem, tylko czy to nie byłoby nie fair wobec Jesy i Leigh. Dopiero co zaczynałyśmy naszą karierę, występy w Hiszpanii, ale jednak. Nie chcę robić czegoś bez ich wiedzy.- Perrie mówiąc to znacznie posmutniała.
- Nie martw się też za nimi tęsknię. Będzie dobrze. Myślisz, że są teraz bardzo zajęte? - Uśmiechnęłam się i wyjęłam telefon z kieszeni.

***
    Po wyjściu przyjaciółki do domu wrócił Leon, więc zeszłam na dół i przysłuchiwałam się serii pytań ze strony mamy. Oboje siedzieli w salonie. Mama na kanapie, a Leon na fotelu. Brat wyglądał lepiej, był w lepszym stanie, w jakim go zostawiłam w szpitalu. Jego oczy wydawały się bardziej wesołe.
- Więc jak to się dokładnie stało?  - Spytała mama,  której ton głosu zdradzał, że się zdenerwowała.
- Odebrałem Jade ze szkoły i jechaliśmy do domu.  Zaczął padać mocy deszcz ze śniegiem i chciałem włączyć wycieraczki. Nagle Jade zaczęła krzyczeć żebym się zatrzymał, a potem zobaczyłem dziewczynę przed samochodem.  To wszystko.
- Wam nic się nie stało?  - Spytała mama patrząc na nas, a my szybko zaprzeczyliśmy. - Bądź bardziej ostrożny Leon,  szczególnie teraz, na początku - powiedziała wstając ze swojego miejsca - Idę do gabinetu -dodała dotykając ramienia mojego brata.
- Co z Violettą? - Spytałam zajmując miejsce mamy.
- Mają ją wypisać jeszcze dziś. Czuję się taki winny, powinienem bardziej uważać. Wiesz rozmawiałem z nią chwilę.. powiedziała, że nic jej się nie stało, czyli sprawa jest zamknięta. Mówiła to w taki sposób jak by cała ta sytuacja nie miała miejsca. Nawet zaprosiłem ją na kawę, aby chodź trochę się zrekompensować - Leon opowiadał ze spuszczoną głową.
- Wszystko będzie dobrze - zacytowałam słowa Perrie i przytuliłam od tyłu brata.
- Czy to nie ja jestem starszy i to ja powinienem dawać Ci rady i Cię pocieszać? - Odpowiedział mrużąc oczy z lekkim uśmiechem.
- Następnym razem Baby - zaśmiałam się i zaczęłam bawić się jego włosami.
- Przestań. Nigdy, przenigdy nie dotykaj moich włosów. To jest moja świętość. Strefa zamknięta. Rozumiesz? - Odsunął się ode mnie, a ja nie potrafiłam ukryć śmiechu z jego powagi.
- Przecież to tylko włosy, ale dobrze... - odpowiedziałam smutno, nagle usłyszałam dźwięk mojego telefonu. Gdy go odblokowałam zobaczyłam wiadomość. Jej treść była dziwna i bardzo mnie zaskoczyła, bo nie miałam pojęcia o co chodzi.

✉Harry: Wiem już wszystko. Nie musisz już udawać. Jednak chcę, abyś to ty mi to napisała, a nie obcy ludzie. Powiesz mi o co chodzi? 




____________________
Większość rozdziału pisałam na telefonie, więc przepraszam za wszelkie błędy.

Wszystkiego co najlepsze, dużo zdrowia, szczęścia i weny twórczej w Nowym Roku! Nie zmieniajcie się Aniołki !
~ JuLiett

sobota, 12 grudnia 2015

Rozdział 4

✉JaHey, przepraszam za wczoraj, byłam trochę nie miła. Jeśli Cię jeszcze nie zraziłam 
do siebie, to chętnie dowiem się czegoś o Tobie :)

Jakiś Harry: Witam ^^ Nie, jeszcze mnie nie zraziłaś :) z chęcią opowiem coś o sobie. Więc od czego powinienem zacząć według Ciebie?

✉Ja: Tak naprawdę to nie wiem.

Jakiś Harry: To może ty mi opowiesz coś o sobie, bo chyba wychodzę na egoistę...

✉JaMoże troszkę.. xd Hmm.. Więc mam na imię Amelia, mam 18 lat i powoli kończę szkołę. Jestem jak mieszanka owocowa : mama jest Hiszpanką, a tata Anglikiem. Mam dwójkę starszego rodzeństwa. AH... i na ogół jestem optymistyczna. Now is your turn :))

Jakiś Harry: Wow ^^ Musisz mieć Ciekawe życie. Ja jestem Harry, 19 lat. Mama ma korzenie Angielskie, a tata Francuz i mieszkam w Francji, chociaż bardzo chciałbym wrócić do Anglii. Mam starszą siostrę. Lubię dużo mówić i jestem otwarty, ale to chyba już zauważyłaś.

✉Ja: Zapomniałeś dodać, że jesteś zabawny.

Jakiś Harry: Jestem według Ciebie zabawny?

✉JaMoże :)

    Po mojej wiadomości nieznajomy nie odpisał. Zastanawiałam się dlaczego? Czy napisałam coś niewłaściwego? Dzięki Harry'emu (o ile naprawdę ma tak na imię) czuję się lepiej. Pisanie z nim daje mi małą nadzieję na lepsze jutro, korespondencja z Harrym staje się moją odskocznią. Kiedy z nim piszę nie jestem oceniana, nie jestem szkolną gwiazdką: Jade Amelią Thrilwall, tylko zwykłą, zagubioną, szczerą i prawdziwą Amelią. W szkole wszyscy uważają mnie i dziewczyny za najpopularniejsze. Stworzyłam popularną, idealną dziewczynę bez kompleksów, ale w domu nią nie byłam. Po szkole byłam Jade w okularach i szarym swetrze, która lubiła czytać książki i słuchać muzyki klasycznej. Prawdziwą mnie ukrywałam pod maską z makijażu i świetnych ubrań. Tak naprawdę stworzyłam potwora, który może już zniknąć bo wyjeżdża.

~Jakiś czas później~
    Około godziny 19 wysiadłam z wynajętego przez mamę auta i zobaczyłam typowy francuski dom. Budynek był pokryty szarą cegłą, wysoki i z dużym ogrodem, który był lekko pokryty śniegiem. Okna były zasłonięte żaluzjami przez co nie mogłam nic przez nie dostrzec. Mama poprosiła aby Leon wziął nasze bagaże, a my udałyśmy się do naszego nowego domu. Kiedy otworzyłam drzwi zobaczyłam przestronny hol, po prawej stronie znajdowały się schody na górę, natomiast po lewej drzwi zapewne do łazienki. Po przejściu pięciu kroków po lewej stronie dostrzegłam kuchnię, nie była ona duża, natomiast urządzona w stylu moim i mamy - czerń i biel to kolory dominujące - zresztą jak cały dom. Dwa kroki dalej po prawej stronie znajdował się salon, a na pierwszy rzut oka można było zauważyć telewizor, kominek, bardzo duża kanapa,przed nią mały stoliczek, a tuż za nią stół, przy którym mogło usiąść osiem osób. Musiałam przyznać, że dom zewnątrz, a tym bardziej w środku robił wrażenie. Mama dotknęła mojego ramienia i tylko gestem pokazała mi abym udała się na górę. Podczas drogi z lotniska mama powiedziała gdzie są nasze pokoje, więc otworzyłam drugie drzwi po lewej stronie. Pierwsze co mi się rzuciło w oczy to stojące po prawej stronie łóżko oraz duża szafa z lustrem na przeciwko mnie. Ściana za łóżkiem była pokryta tapetą w paski. Po jednej stronie łóżka stała szafka nocna z lampką, a po drugiej półka na książki. Równolegle do łóżka stało biurko z krzesłem oraz mała toaletka na kosmetyki. Moja sypialnia była gustownie urządzona, chociaż myślę że poprzednia w Barcelonie była lepsza, bardziej przytulna, z zrobionymi, zaprojektowanymi przeze mnie elementami.
    Usiadłam na łóżku, a jakiś czas później Leon przyniósł moje walizki i pogratulował mi pokoju. Wypakowałam tylko jedną, ponieważ nie miałam już sił na następne. Byłam wyczerpana podróżą, a przecież jutro miał zacząć się nowy dzień. Następnego dnia musiałam iść do nowej szkoły. Zdecydowanie zaczynałam już wtedy tęsknić za Barceloną oraz za Jesy i Leigh. Po odprężającej kąpieli odpłynęłam do krainy Morfeusza w bardzo krótkim czasie.
      Nowy dzień. Nowy czas na poznanie nowej klasy. To był właśnie tamten moment. Siedziałam w samochodzie pod szkołą i zastanawiałam się czy powinnam z niego wysiąść, lub może uciec jak najdalej. Wcześniej czy później musiałam to zrobić, więc po krótkiej chwili zastanowienia wysiadłam z auta, tym samym żegnając się z mamą. Budynek szkolny był bardzo duży, pokryty czerwoną cegłą. Przed nim znajdowało się tam bardzo wiele osób, a wśród nich zagubiona dziewczyna, ubrana w biały t-shirt z nadrukiem, jasne jeasny i zwykłe czarne szpili, które lekko stukały o chodnik. Kiedy kroczyłam drogą czułam na sobie kilkadziesiąt palących spojrzeń. Czym prędzej dotarłam do drzwi szkolnych, a następnie przed drzwi gabinetu dyrektora. Lekko zapukałam, a gdy usłyszałam ,,proszę'' po prostu weszłam. Mężczyzna około pięćdziesiątki na kartu dobrze znał moje nazwisko. Był uśmiechnięty, wyglądał na bardzo przyjaznego i zabawnego. Sprawiał wrażenie zadowolonego z mojego przybycia do szkoły. Dyrektor dał mi plan zajęć, dzięki czemu mogłam dostać się na zajęcia. Gdy szukałam swojej szafki, zadzwonił dzwonek na lekcję, a ja wciąż szukałam szafki. Kiedy w końcu ją znalazłam, ktoś wpadł na moją osobę, przez co wylądowałam na posadzce.
- Uważaj jak... - chciałam zrobić tej osobie awanturę, ale kiedy podniosłam głowę zobaczyłam hipnotyzujące błękitne oczy, blond włosy i lekkie zmartwienie na twarzy.
- Przepraszam, nic Ci się nie stało? - Powiedział słyszalnym akcentem francuskim. W tej chwili dziękowałam Bogu, że w szkole uczęszczałam ma dodatkowy francuski.
- Tak, wszystko w porządku - odpowiedziałam, chłopak okazał się gentleman'em i pomógł mi wstać.
- Jesteś tutaj nowa? Jeszcze nigdy nie widziałem Cię w tej szkole - Spytał, chodź na końcu wszystko brzmiało bardziej jak stwierdzenie.
- Niestety, ale tak, jutro ma przyjść też przyjaciółka. Przepraszam, gdzie znajdę sale 76? - Zerknęłam na kartkę, którą otrzymałam, a następnie na towarzysza.
- Chemia z Panem Durand? - Przytaknęłam lekko głową, gdy usłyszałam pytanie. - Więc jesteśmy razem w klasie, a ja się nie przedstawiłem... Luke - chłopak wyciągnął dłoń w moim kierunku
- Jade - odpowiedziałam ściskając lekko jego dłoń i ruszyliśmy w stronę właściwej sali. Gdy tylko chłopak przekroczył próg drzwi nauczyciel pytał się dlaczego kolejny raz się spóźnij, natomiast kiedy ja weszłam do klasy, wszyscy zwrócili swoje oczy na moją osobę. - Dzień dobry - powiedziałam bardzo cicho, tak aby tylko nauczyciel to usłyszał. Klasa była przestronna. Przy ścianie jak i pod oknami był rząd sześciu ławek tylko dla jednej osoby. Natomiast na środku znajdowało się również sześć ławek, ale były to ławki trzyosobowe.
-Panna Thrilwall zgadza się? - Zadał pytanie starszy mężczyzna przy tablicy, na co potaknęłam głową - Witamy. Proszę spocząć między Lukiem, a Panem Styles'em. - Tak jak powiedział nauczyciel tak też zrobiłam, usiadłam pomiędzy dwoma młodymi mężczyznami.
    W tamtej chwili czułam się jak zwierze, które jest zamknięte w klatce, w miejscu niewoli - zoo i każdy go podziwia, niczym nowy obraz, zabytek. Czułam na sobie tak wiele spojrzeń. Pragnęłam jak najszybciej wydostać się sali. Podczas lekcji postanowiłam się jak najmniej odzywać, nie chciałam się wychylać po za szeregi. Co jakiś czas chłopak po mojej prawej - Styles - zerkał na mnie ukradkiem. Był bardzo przystojny, pomimo, że widziałam go tylko z profilu. Lekcja bardzo mi się dłużyła, aż po jakiś kolejnych 20 minutach zadzwonił upragniony dzwonek. Wzięłam torbę oraz zeszyt i udałam się w stronę drzwi, jednak w ostatniej chwili zatrzymał mnie głos nauczyciela.
- Thrilwall, Styles zostańcie na minutkę. - Z lekkim niezadowoleniem podeszłam do biurka - Ze względu na to, że jesteś nowa, chciałbym abyś jak najszybciej zorientowała się co omawiamy na  moich zajęciach. Harry jest najlepszy z tej klasy odnośnie chemii oraz matematyki, a więc proszę Cię Styles, abyś wyjaśnił jej wszystko - wyjaśnił Pan Durand, a więc ma na imię Harry... Harry.
- Dobrze - odpowiedział krótko. Miał tak bardzo brytyjski akcent.
- To samo z matematyką, o tuż uczę w zastępstwie matematyki. Zgadzasz się ... - nauczyciel chciał zerknąć do dziennika, aby odnaleźć w nim moje imię, jednak odpowiedziałam szybciej.
- Oczywiście - uśmiechnęłam się lekko i w towarzystwie chłopaka opuściłam salę lekcyjną.
- Czekaj dziś na mnie przed szkołą, omówię Ci wszystko związane z chemią, a jutro matematyka - oznajmił, nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź z mojej strony i zostawił mnie zdezorientowaną na korytarzu. To będzie długi dzień...

________________
Witam Misie!
Przybywam do was z czwartym rozdziałem...
powolutku akcja zaczyna się rozwijać, ale to wszystko małymi kroczkami ^^
Mam nadzieję, że nie jest najgorszy i spełnia jakieś wasze oczekiwania.
Przepraszam za jakiekolwiek błędy, które mogą się pojawić, ponieważ nie sprawdzałam go.
BTW. Co u was ? Jak w szkole? Jakie plany na Święta i Sylwestra?
Ja od środy zaczynam próbne egzaminy :/ Trzymajcie kciuki :)
Pozdrawiam xxx